poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Chapter VI

Minęły trzy godziny od kiedy obudziłam się o piątej rano. Gdy tylko otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pokoju szukając rudzielca, który kazał mówić na siebie Ramon. Zauważyłam go tuż obok mojego łóżka. Siedział na dywanie i się na mnie patrzył. A przez jedną krótką chwilę miałam nadzieję, że to był sen... Złudne marzenia.
Od tego wieczornego spotkania z Anamiką, w którym dała mi dziwny pierścionek, który, nawiasem mówiąc, wciąż nie chciał zejść z mojego palca, zaczęły mnie spotykać jakieś dziwne rzeczy. Najpierw ujrzenie twarzy dziewięcioletniej przestraszonej dziewczynki, potem spotkanie z Toto - chłopakiem, który także posiadał ten dziwny srebrny pierścień, z którym podobno rozmawia, a teraz gadający kot, na którego obroży, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, też znajdował się zielony kamyczek, taki sam, jak ten z mojego pierścionka. Coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec tych dziwnych wydarzeń...
Masz może tuńczyka?
- Tak, chyba tak... zaraz sprawdzę - odpowiedziałam na pytanie kota. Już nawet się nie zdziwiłam, gdy usłyszałam jego głos wprost w mojej głowie. Chyba uodparniam się na te dziwne zdarzenia...
Ruszyłam w stronę kuchni, w której słyszałam nucenie cioci. Zawsze to robiła, gdy przyrządzała jakiś posiłek. Na szczęście nigdy nie miała nic przeciwko zwierzętom. Jej szwagier, a mój ojciec, Yamir trzymał w domu całe mnóstwo kotów, kilka psów i ze dwie udomowione małpki. Zawsze, gdy ciocia Nicola nas odwiedzała, siadała na ulubionym fotelu i głaskała pierwsze lepsze zwierzę, które usiadło jej na kolanach. Tak więc teraz, gdy razem ze mną do kuchni wszedł Ramon, zapytała:
- A co zjadłby twój nowy przyjaciel?
- Sądzę, że tuńczyka. Mamy jakiegoś? - odparłam, zaglądając jej przez ramię do lodówki.
- Tak się złożyło, że kupiłyśmy wczoraj trzy puszki - usłyszałam odpowiedź. Ciocia zamknęła lodówkę i sięgnęła do szuflady znajdującej się tuż naprzeciw jej głowy. Wyciągnęła z niej puszkę z, wyczekiwaną przez Ramona, rybą, otworzyła ją i położyła na podłodze. Kot podszedł do niej i zaczął zajadać ze smakiem. Kiedy jeszcze jadł, ja i Nicola (nie zgadza się, żebym mówiła do niej per "ciociu", bo, według niej, jesteśmy w podobnym wieku, chociaż jest ode mnie prawie dwa razy starsza) usiadłyśmy do stołu i zabrałyśmy się za śniadanie.
Po skończonym posiłku umyłam naczynia i wyszłam na dwór. Ciocia (chociaż normalnie mówię do niej na "ty", to w myślach zawsze ją tak nazywam) jest pisarką i przeprowadzka nie mogła odciągnąć jej chociaż na krótko od pracy, więc musiała teraz pisać.
W połowie drogi do domu Anamiki (z Ramonem u boku) nagle poczułam czyjąś obecność. Szybko odwróciłam się do tyłu, strasząc tym dziewczynę z fioletowymi włosami. Była średniego wzrostu i starsza od Anamiki. Na jej ramieniu siedziała fioletowo-biała papuga.
- Eee... Cześć...? - powiedziała po chwili, w której nawzajem mierzyłyśmy się wzrokiem. - Nazywasz się Diana Bhaduri?
- Tak. A ty? - zapytałam. Tak jak przeczuwałam, znowu zjawił się ktoś, kto zna moje imię i nazwisko. Tylko nie mam pojęcia, jak tak nagle ta dziewczyna pojawiła się za moimi plecami.
- Jestem Silietta Dixon - powiedziała takim tonem, jakby samo to, że oznajmiła mi jak się nazywa wszystko wyjaśniało.
- A... Okey... Masz coś wspólnego z Totem i Ramonem?
- Z Totem? Nie znam gościa... Ale za to Ramona poznałam wczoraj. To on mi o tobie powiedział. O! Tu jest nasz kotek! - zawołała, łapiąc rudego dachowca, który próbował jej się wyrwać.
Puszczaj mnie, babo! - krzyknął Ramon.
- Oj, nie złość się tak! - zaśmiała się Silietta.
- Diana? - usłyszałam głos Anamiki. Wyglądała zza drzwi swojego domu. - Kto to? - zapytała, ujrzawszy nieznajomą dziewczynę.
- To jest... eee...
W tym momencie nadszedł Toto.
- Chodźmy stąd, bo strasznie hałasujecie. Zaraz się sąsiedzi zejdą - powiedział, łapiąc mnie za rękę. Pociągnął mnie w stronę, w którą jeszcze nie szłam, a za nami ruszyły obydwie dziewczyny i kot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz