niedziela, 8 maja 2016

Chapter VII

Doszliśmy do małej polanki, która otoczona była z trzech stron płotami. Było to urocze, bardzo zielone miejsce z samotnym drzewem stojącym po środku. Zauważyłam, że ten skrawek zieleni znajdował się na przeciwko domu, który (jak wywnioskowałam) należał do rodziny Toto.
Kiedy tylko moja stopa odziana w but stanęła na pierwszej kępie trawy, Toto przestał trzymać moje ramię i odwrócił się do reszty naszego towarzystwa. Dwie dziewczyny i kot stanęli w miejscu i czekali aż ktoś coś powie.
To oczekiwanie przerwało pojawienie się kogoś, kto dotychczas stał za drzewem. A przynajmniej wydawało mi się, że to to było tego przyczyną; inni najwidoczniej nie zdawali sobie sprawy z jego obecności i, jak gdyby nigdy nic, znowu zaczęli konwersować.
Wysoki, brązowowłosy chłopak, trochę podobny do Silietty wyglądał, jakby był lekko przezroczysty. W pewnym momencie, najpewniej przez to, że mu się uporczywie przyglądałam, spojrzał się na mnie ze zdziwieniem. Przez jakiś czas patrzyliśmy się na siebie, nic nie mówiąc. Nagle chłopak westchnął ze zniecierpliwieniem i zapytał:
- Dlaczego mnie widzisz?
To krótkie, proste pytanie sprawiło, że w okolicy zapadła cisza. Ana, Silietta i Ramon rozglądali się na wszystkie strony, ażeby zlokalizować jego źródło. Zauważywszy to, tajemniczy chłopak znowu westchnął, przeszedł do przodu parę kroków i przestał sprawiać wrażenie przezroczystego. W tym samym czasie wszyscy tu się znajdujący (oprócz mnie i Tota, który tylko się uśmiechał, patrząc się w nieokreślonym kierunku) spojrzeli się na niego, jakby dopiero teraz go dostrzegli.
- Co...? - zapytałam po kolejnej chwili milczenia. Toto drgnął i popatrzył się na mnie z zapytaniem.
- Dlaczego mnie widziałaś? - powtórzył nieznajomy. W tym momencie Silietta wydała krótki okrzyk zaskoczenia. Wszyscy się na nią spojrzeli, łącznie z nowym chłopakiem. Gdy tamten to zrobił, uśmiechnął się do niej i powiedział:
- Witaj, Siliet.
- Nikołaj...? - zapytała zszokowana dziewczyna. Wygląda na to, że się znają. Ciekawe skąd...
Nie dane mi było się tego teraz dowiedzieć, bo właśnie w tej chwili o kilka kroków przede mną pojawiła się niska, czarnowłosa dziewczynka, którą niedawno przez chwilę widziałam. Dziewczynka otworzyła dotychczas zamknięte oczy i potoczyła wzrokiem po wszystkich tu zebranych. Na jej twarzy zagościł nieśmiały uśmiech, gdy spojrzała mi w oczy.
- Cześć - powiedziała. Miałam wrażenie, jakby jej dźwięczny głos rozbrzmiewał prosto w mojej głowie. Gdy popatrzyłam na stojącego obok mnie Tota zobaczyłam, że patrzy się szeroko otwartymi oczami na dziewczynkę. Szturchnęłam go łokciem w ramię.
Odskoczył ode mnie jak poparzony. Po chwili jednak się uspokoił. Popatrzyłam się na niego pytająco. Odwrócił wzrok, zakłopotany.
Z powrotem skoncentrowałam się na dziewczynce, która najwidoczniej na to czekała.
- Nazywam się Dorota. Miło mi Was poznać - przedstawiła się, dygając.
- H-hej - odpowiedziałam niepewnie. - Jestem Diana - dodałam po chwili.
- Wiem.
Ten krótki wyraz wypowiedziany przez Dorotę sprawił, że stanęłam jak wmurowana, mimo że wcześniej już kilka osób, których nigdy nie widziałam, znało moje imię i nazwisko.
W czasie, gdy za bardzo nie kontaktowałam, gdzieś na obrzeżach świadomości zarejestrowałam, że inni także się przedstawili.
Złapałam się za głowę, która nagle bardzo mocno mnie zabolała.
Przecież ja znam ta dziewczynkę...
Kucnęłam, nadal trzymając się za głowę. Jej ból mógł być spowodowany nagłym nawrotem niegdyś straconych wspomnień. Jednocześnie zaczęły boleć mnie obydwie nogi, które zostały zgniecione w wypadku samochodowym, w którym zginęła moja mama, Charlotte. Wspomnienia, które wtedy zapieczętowałam w najdalszych zakamarkach mojej świadomości zaczęły odżywać...
Pięć lat temu wracałam z mamą do domu w Indiach. Zza zakrętu nadjechał samochód, który uderzył w przód naszego. Fotel mojej mamy przesunął się tak, że zaczął zgniatać moje nogi. Właśnie wtedy pojawiła się ona - mała, ciemnowłosa dziewczynka ze świecącymi, zielonymi oczami. Sprawiła, że ciężar na mnie naciskający ustąpił. Kiedy pierwszy szok minął, wychyliłam się do przodu i spojrzałam na mamę. Tego widoku nie zapomnę do końca życia...
Ktoś dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się i uniosłam głowę. Zauważyłam Toto. To on przerwał moją retrospekcję. Obok niego stali Anamika, Silietta i Nikołaj. Nieco dalej, z tyłu zobaczyłam Dorotę, która patrzyła się na mnie ze smutkiem.
Z powrotem popatrzyłam na Toto, który przed chwilą kucnął. Jego spojrzenie miało w sobie to coś, co zawsze widziałam w spojrzeniu mojej mamy, gdy widziała, że jestem smutna i się o mnie martwiła.
Nagle, bez ostrzeżenia, z moich oczu popłynęły łzy. Upadłam na kolana, pochyliłam się do przodu i przytuliłam się do Toto. Ten najwidoczniej nie miał pojęcia co zrobić, gdy jakaś prawie zupełnie obca dziewczyna płakała jak bóbr w jego ramię. Po chwili jednak objął mnie ramionami i zaczął delikatnie głaskać po włosach.
Dziewczynka zniknęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz