środa, 6 kwietnia 2016

Chapter III

Następnego dnia obudziłam się o ósmej. Umyłam się, zjadłam śniadanie i poszłam czytać książkę. Lektura jakoś bardzo mnie nie zaciekawiła, więc odłożyłam ją po około czterdziestu minutach. Jako, iż nie miałam co robić, poszłam z ciocią do miasta, by kupić trochę ubrań i jedzenia. Wróciłyśmy po trzynastej. Do umówionego spotkania miałyśmy jeszcze godzinę, więc przez ten czas układałyśmy ubrania w szafach i jedzenie w kuchni.
Trzy minuty przed czternastą, wyszłyśmy i skierowałyśmy się w stronę pomarańczowego domu, który znajdował się na przeciwko tak, jak mówiła Anamika. Ciocia zadzwoniła dzwonkiem i już po chwili drzwi zostały otwarte przez dziewczynę. Przywitała się i zaprosiła nas do środka.
Zaprowadziła nas do jadalni, w której dominowały błękit i zieleń. W rogu przy kuchence stała wysoka kobieta. Domyśliłam się, ze była to mama Anamiki.
- Witam - powiedziała z uśmiechem, zwracając się w kierunku moim i mojej cioci. - Nazywam się Marie Einfall. A to moja córka Anamika - w ostatnim zdaniu zwróciła się do Nicoli-mojej cioci. - Proszę, siadajcie.
Posiłek przebiegał w przyjaznej atmosferze. Moja ciocia i pani Marie, siedząc naprzeciwko siebie, rozmawiały o swoich poprzednich mieszkaniach, a także o zwyczajach panujących w ich rodzimych miastach. Za to ja z Aną (jak pozwoliła na siebie mówić) rozmawiałyśmy o naszych szkołach i przyjaciołach. Dowiedziałam się, że w marcu skończyła 17 lat. Powiedziałam jej, że ja z kolei niedługo skończę swoją czternastkę.
Rozmawiałyśmy dosyć długo. Nawet nie pamiętam kiedy przeniosłyśmy się do barwnego salonu, jakim był pokój gościnny w domu Einfallów. W końcu jednak nadszedł czas, w którym musiałyśmy wracać do siebie. Wypadało tak też ze względu na nienadużywanie gościnności naszych nowych sąsiadek. Pożegnałyśmy się więc i poszłyśmy do naszego domu.
*****
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam sama w domu, więc poszłam je otworzyć. Zobaczyłam Anamikę, która bez zaproszenia weszła do środka. Wprosiła się do salonu i usiadła na kanapie. Dopiero po jakimś czasie się odezwała:
- Mam coś dla ciebie - wręczyła mi małą paczuszkę z jej adresem, ale moim nazwiskiem. - Znalazłam to dzisiaj rano w mojej skrzynce na listy. Nie ma nigdzie danych nadawcy - dodała, gdy zauważyła, że obracam zawiniątko na wszystkie możliwe strony. Pokiwałam głową i, po chwili wahania, rozdarłam szary papier. Pod nim zobaczyłam czarną skrzyneczkę, którą otworzyłam, uprzednio spojrzawszy na przyjaciółkę. W skrzyneczce znajdował się srebrny pierścionek z zielonym kamieniem, który się lekko świecił. Naraz opanowało mnie złe przeczucie. Miałam ochotę zamknąć wieczko i zakopać trzymany przedmiot kilometr pod ziemią na pustyni. Lecz jakaś siła sprawiła, że drżącymi palcami złapałam błyszczące metalowe kółeczko i włożyłam je na wskazujący palec prawej ręki. W tej samej chwili odczułam czyjąś obecność w tym pokoju. Przeszły mnie ciarki. Odwróciłam się w prawą stronę i zobaczyłam dziewięcioletnią dziewczynkę z czarnymi włosami i głębokimi zielonymi oczami. Patrzyła się na mnie z niejakim zdziwieniem i przerażeniem jednocześnie. Po chwili zniknęła, pochłonięta przez ciemną chmurę. Poczułam,
że ta chmura pragnie pochłonąć także i mnie, więc chciałam szybko ściągnąć pierścionek z mojego palca. Nie udało mi się. Tak, jakby przywarł do mojej skóry. Zimne macki ciemnej masy zaczęły oplatać moje stopy. W tym momencie moja świadomość odpłynęła w siną dal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz