Ocknęłam się na beżowej sofie w moim salonie. Obok mnie, na podłodze, siedziała Anamika. Trzymała w dłoniach kubek z wodą. Spojrzałam za nią i dostrzegłam stolik na którym leżało czarne pudełeczko po części okryte szarym papierem. Wytężyłam, jeszcze ociężały, umysł i przypomniałam sobie o wszystkim, co się stało. Srebrny pierścionek na moim palcu, dziewięcioletnia, zaskoczona dziewczynka, zło wróżebna chmura...
Powoli usiadłam, co sprawiło, że Anamika błyskawicznie wstała i spojrzała się na mnie.
- Nie podnoś się. Zemdlałaś. Coś ci jest? - zapytała, próbując położyć mnie z powrotem. Pokręciłam głową i chwyciłam srebrne, metalowe kółeczko, znajdujące się na moim palcu u prawej ręki. Pociągnęłam za nie. Pierścionek nawet nie drgnął. Powtórzyłam czynność kilka razy, co nic nie dało.
Ana patrzyła się na mnie ze zdziwieniem. Po chwili jednak zrozumiała, że chcę koniecznie ściągnąć dziwny pierścionek i mi to nie wychodzi, bo złapała moją dłoń i sama spróbowała zdjąć błyskotkę. Poskutkowało to jedynie bólem mojej skóry, więc zaprzestałyśmy prób. Westchnęłam.
- Czemu nie możemy tego zdjąć? - spytała dziewczyna. W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami.
Wstałam, trzymając się za głowę. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę - powiedziałam, przerywając Anamice, która chciała zaproponować, że mnie wyręczy. - To pewnie moja ciocia - dodałam, wyjaśniając mój protest. Nikogo innego się przecież nie spodziewałam.
Podeszłam do drzwi, ciągle trzymając się za głowę, po czym je otworzyłam. Gdy to zrobiłam, ujrzałam wysokiego szesnastolatka z blond włosami i przenikliwymi, zielonymi oczami. Wyglądały jak oczy tamtej dziewczynki, tyle że u niego, zamiast zdziwienia i strachu, wyrażały niepewność i zdenerwowanie.
- Ty jesteś... Diana... - spojrzał na swoją dłoń. Jego oczy się jeszcze świeciły, gdy dokończył: - Bhaduri?
Bez zastanowienia kiwnęłam głową. Byłam zbyt zajęta oglądaniem jego prawej dłoni, a konkretniej znanego mi już srebrnego pierścionka z zielonym kamieniem, który znajdował się na jego wskazującym palcu. Chłopak zauważył na co patrzę. Podniósł do góry rękę tak, żebym mogła dokładniej zobaczyć jego pierścień.
- Ty też... masz taki... co nie? - zapytał, powoli dobierając poszczególne słowa. Znowu kiwnęłam głową. Odetchnął z ulgą. - No to się nie pomyliłem. Jestem Toto. Toto Powell - wyciągnął dłoń w moim kierunku. Złapałam ją z wahaniem. Była większa od mojej. Ogólnie ten chłopak był ode mnie wyższy o jakieś półtora głowy i trochę szerszy. No, nic dziwnego; w końcu jest ode mnie o dwa lata starszy, co najmniej. Ana też była ode mnie wyższa.
O wilku mowa; Anamika właśnie pojawiła się za moimi plecami.
- Kto to? - zapytała się mnie.
- Toto Powell - odpowiedziałam. Otrząsnęłam się z chwilowego odrętwienia, które napadło mnie nie wiedzieć kiedy. - To Anamika Einfall. Moja przyjaciółka - dodałam, dopełniając formalności związanych z przedstawianiem ich sobie. Dziewczyna spojrzała się na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami, odpowiadając na nieme pytanie. - Chodź do środka - zaprosiłam chłopaka, robiąc mu miejsce do przejścia. Podziękował i poszedł we wskazanym kierunku.
Kiedy wszyscy, łącznie ze mną, się rozgościli w pokoju gościnnym, nastało milczenie. W końcu, po jakimś czasie, Toto powiedział:
- Jestem tu, bo dostałem powiadomienie o nowej osobie.
- I tą twoją "nową osobą" jest Diana? - zapytała Anamika.
- Tak.
- Zaraz, zaraz... O jakie powiadomienie chodzi? - spytałam, po kolejnej chwili milczenia. Toto spojrzał się na mnie i przez chwilę się nad czymś zastanawiał.
- Powiadomienie o nowej osobie... - powtórzył swoje wcześniejsze słowa. - ...nowego posiadacza pierścienia... - dokończył.
- Pierścienia... Chodzi ci o ten, który macie ty i Diana?
- Tak.
W tym momencie Ana wybuchnęła śmiechem.
- Toż to wszystko jakieś stuknięte jest! Sensu w tym brak! ...To jakiś długo planowany kawał, tak? - w ostatnim zdaniu zwróciła się do chłopaka. Tamten tylko pokręcił głową. Wyglądał na... zakłopotanego? Może był nieśmiały z natury i nie przywykł do rozmów z dziewczynami? Za tym przemawiać mógł fakt, że mówił do mnie trochę niepewnie. Chociaż nie wyglądał na nieśmiałego, gdy rozmawiał z Anamiką...
Dziewczyna oparła się o oparcie fotela, od którego przed chwilą się odchyliła. Trochę zdziwił mnie ten jej wybuch. Ale raczej nie powinien, bo na razie prawie w ogóle jej nie znałam.
- Skąd wiedziałeś, jak się nazywa? - zapytała po chwili, wskazując na mnie. Teraz Toto wyraźnie się zmieszał. Może jednak był nieśmiały?
- Pierścień mi to powiedział... - odparł cicho.
- CO? - wykrzyknęłyśmy obie jednocześnie. Chłopak aż podskoczył na swoim miejscu na sofie.
- Pierścień mi to powiedział - powtórzył, tym razem głośniej.
- To zrozumiałam, ale... co? Co masz przez to na myśli? - zapytała Anamika. Ja się nie odezwałam. Było mi trochę głupio po tym krzyku.
- No, to - spojrzał na mnie z ukosa. - że mi to zakomunikował. Widziałaś to, Diano - tym razem spojrzał się na mnie otwarcie. Przypomniałam sobie, jak przed moim domem spojrzał na swój pierścień, przez co zaświeciły mu się oczy. Dowiedział się (albo sobie przypomniał) przez to, jak mam na nazwisko. Nie sądzę, żeby było to udawane. Po pierwsze: takie miałam przeczucie, a po drugie: jak mógłby sprawić, że oczy mu się zaświeciły? No dobrze, może i mogłaby być to gra świateł, ale skąd w takim razie miałby pewność, że akurat w tamtym momencie promienie słońca sprawią, że jego tęczówki będą tak wyglądać? Ewentualnie mógłby mieć jakieś szkła kontaktowe, lecz w takim wypadku miałby cały czas świecące oczy. A więc i ta opcja odpada.
Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę z tego, że Anamika i Toto (ten drugi trochę mniej) czekają na moje potwierdzenie. Kiwnęłam więc głową.
- Powiedzmy, że na razie ci uwierzę z tą konwersacją z pierścionkiem - powiedziała dziewczyna, patrząc się z podejrzliwością na chłopaka. Widać było, że mu ulżyło, gdy to usłyszał. - No, muszę już iść do siebie. Ty też już się zbieraj - zwróciła się do Tota, podnosząc się z miejsca. On też wstał i za nią skierował się do wyjścia. Zatrzymał się przed drzwiami i odwrócił w moją stronę:
- Miło było cię poznać, Diano - powiedział, po czym wykonał andźali (tradycyjne indyjskie pozdrowienie). Mile zaskoczona, odpowiedziałam tym samym. Po tym Toto uśmiechnął się i wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz