wtorek, 5 kwietnia 2016

Chapter I

Samolot przed chwilą wylądował. Rozpięłam pasy i wraz z ciocią poszłam na lotnisko po nasze walizki. Moja opiekunka zawołała taksówkę i pojechałyśmy do domu.
***
Przekroczyłam próg naszego nowego miejsca zamieszkania. Był to jednopiętrowy domek, który wcześniej zamieszkiwała moja babcia.
Jako, że byłam bardzo zmęczona podróżą, poczłapałam na piętro i zajęłam najgłębiej położony pokój. Półprzytomna opadłam na łóżko i od razu zasnęłam, nie ściągnąwszy nawet butów.
***
Obudziłam się gdzieś około południa i od razu poczułam, że mój brzuch domagał się jedzenia. Tak się złożyło, że moja ciocia akurat przygotowywała lunch. Wzięłam z talerza dwie kanapki, po czym poszłam na obchód domu.
Ściany salonu miały limonkowo-cytrynowy odcień. Całą podłogę pokrywała zielona, puszysta wykładzina. Zdjęłam kapcie i błądziłam bosymi stopami po miękkim dywanie.
Na środku pokoju stał okrągły, jasnobrązowy stolik. Przy ścianie równoległej do drzwi stała beżowa sofa, a po obydwu jej stronach stały dwa fotele tego samego koloru. Naprzeciwko sofy, na przeciwległej ścianie wisiał duży telewizor. Nad oknami wisiały zielone zasłony, pasujące kolorem do wykładziny. Pomiędzy oknami znajdowały się drzwi na ogródek. Postanowiłam, że zajrzę tam później.
Kuchnia była utrzymana w pomarańczowych i brązowych odcieniach. Pomarańczowe kafelki pasowały do zasłon tegoż samego koloru. Drewniane szafki przykryte były szklanym blatem ze wzorem w cynamon i pomarańcze. Pośrodku stał stół z czterema krzesłami.
Wyszłam z kuchni i poszłam do łazienki. Była ona biało-błękitna. Najpierw moją uwagę przykuła podłoga dosyć dużego prysznica. Przykrywała ją biało-błękitno-srebrna mozaika układająca się na śliczny, nierozpoznawalny dla mnie, kwiat.
Z prawej strony prysznica stała pralka. Mimo tego, że stały tu jeszcze dwie niemałe szafki, toaleta i umywalka, a na podłodze leżał biały dywan w niebieskie cętki, było tutaj bardzo dużo miejsca.
Gdy wyszłam z łazienki, z prawej strony dostrzegłam schody na piętro, których nieświadomie użyłam dzisiaj gdzieś około piątej rano tutejszego czasu. Weszłam do swojej sypialni i dokładnie się jej przyjrzałam. Była utrzymana w tych samych kolorach, co salon. Połowę pokoju pokrywał gruby, miękki, zielony dywan. W rogu stała narożna, beżowa szafa. Na łóżku leżała zielona pościel w czarne wzorki, tworzące coś na kształt pajęczej sieci. Obok łóżka stał stolik nocny. Ściany były pomalowane w jasnozielone i żółte pionowe pasy, różnej szerokości.
Postanowiłam się teraz rozpakować, a potem oznajmiłam cioci, że wychodzę na miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz