poniedziałek, 1 maja 2017

Chapter XI

- Co? Ramon? On wie, kim jesteś? - zapytałam szeptem kota, który jak zahipnotyzowany patrzył się na chłopaka, stojącego w drzwiach.
- Skąd się tu wziąłeś, Ramon? Przecież zniknąłeś dwa miesiące temu! - chłopiec, którego uważałam za niedawno poznanego kota w ludzkiej wersji, właśnie nazywał tegoż kota swoim(?) imieniem. Podszedł do zdezorientowanej mnie. - Panienka go znalazła?
Mrugnęłam kilka razy, zanim zrozumiałam, że mówi do mnie. Niepewnie pokiwałam głową.
- Nazywam się Noah i jestem jego właścicielem. Jeszcze raz panience dziękuję! - uśmiechnął się, a z jego oczu poleciały łzy. Wyciągnął ręce w stronę rudzielca. Ramon zeskoczył z mojego ramienia kierując się ku dziewięciolatkowi. W tam samym momencie, dotychczas stojąca w ciszy Silietta krzyknęła "Nie!" i prawie z prędkością błyskawicy rzuciła się w kierunku lecącego kota. W ułamek sekundy zorientowałam się, co chciała zrobić i także ruszyłam w jego stronę. Nie zdążyłyśmy. Tuż po tym, gdy Noah przytulił utęsknionego kota, ich dwójkę okryło jaskrawe światło. Gdy przestało świecić, widzieliśmy tylko chłopca. Kot zniknął.
Wszyscy staliśmy nieruchomo, nikt do końca nie wiedział, co przed chwilą się stało. Może tylko Toto miał o tym pojęcie, co mogłam stwierdzić, spojrzawszy na niego; na jego twarzy gościł zagadkowy uśmiech i patrzył się w jakiś nieokreślony punkt znajdujący się gdzieś obok okna. Gdy popatrzyłam mniej więcej tam, gdzie on, wydawało mi się, że widziałam dziwny cień. Lecz nie dane było mi tego bardziej zgłębić, gdyż usłyszałam kroki brzmiące, jakby ktoś wchodził po schodach oraz stłumiony, kobiecy głos:
- Noah, coś się stało?
Z oczu chłopca popłynęły łzy, które szybko starł rękawem.
- Nie, mamo! - odkrzyknął głosem wypełnionym najróżniejszymi emocjami. Po tym, szybkim krokiem wyszedł za drzwi i skierował w lewą stronę.
- Wygląda na to, że możemy już wracać - powiedział po cichu Nikołaj. Pozostałe osoby mruknęły, wyrażając tym zgodę. Ja nadal wpatrywałam się za otwarte drzwi, wytężając słuch. Usłyszałam pełen emocji głos chłopca i spokojny, trochę zdziwiony głos jego mamy. Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę przyjaciół. Już czekali na mnie, trzymając się za ręce. Złapałam wyciągnięte dłonie Anamiki i Silietty, po czym pochłonęło nas światło. Tuż przed tym usłyszałam w myślach: "Do zobaczenia, Diano." Zapadła ciemność.
***
Coś łaskotało mnie w stopę. W regularnych odstępach czasu dotykało jej i oddalało się od niej. Przykryłam nogę kołderką, by odpędzić łaskotki. Jednak po dłuższej chwili błyskawicznie odrzuciłam ją na bok, ponieważ przypomniałam sobie podobną sytuację. Otworzyłam oczy i spojrzałam na koniec łóżka. Zobaczyłam coś, a raczej kogoś, kogo nie spodziewałam się więcej ujrzeć. Był to rudy dachowiec, patrzący się na mnie szarymi oczami. Na szyi miał srebrną obrożę z zielonym, fosforyzującym łagodnym blaskiem, kamyczkiem.
-Ra-Ramon?!? - krzyknęłam ze zdziwieniem.
Tak, to ja, Diano - usłyszałam w głowie znany mi głos.
- Ale... ty wczoraj...
Kot przeszedł na skraj łóżka i z niego skoczył. Lecz zanim wylądował na podłodze, zaczął się świecić i powiększać. Po chwili obok mojego łóżka stał dziewięcioletni chłopiec o kręconych, rudych włosach i szarych oczach z mnóstwem piegów na twarzy o trochę smutnym wyrazie. Ubrany był w białą bluzkę z krótkimi rękawkami i beżowe szorty sięgające do połowy łydki. Był poobijany i podrapany, a na jednej ręce miał długą szramę pokrytą zaschniętą krwią.
- Dla ciebie i twoich przyjaciół było to najwodoczniej wczoraj, ale dla mnie minął miesiąc od naszego ostatniego spotkania - powiedział Ramon. Zauważył moje zdziwione spojrzenie, więc dodał :- Wczoraj... Ja i moi rodzice mieliśmy wypadek samochodowy. Hamulce nie działały i zjechaliśmy z drogi. Gdy odzyskałem przytomność oni... tata i mama...
Chłopiec wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać, więc szybko się do niego przysunęłam i go przytuliłam. Wtulił twarz w moje ramię i już po chwili poczułam jego gorące łzy pełne rozpaczy. Nie wiedziałam, co zrobić, więc po prostu trwałam w bezruchu, jedynie trzymając go w ramionach. Nic nie mówiłam, bo i tak nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, mimo że kiedyś przeżyłam to samo, taką samą tragedię, w której straciłam ukochaną osobę.
Patrząc na Ramona, w jednej chwili stałam się tym dziewięcioletnim dzieckiem, którym kiedyś byłam. Zatęskniłam za moją mamą, której już nigdy więcej nie zobaczę i z moich oczu także popłynęły łzy. Poczułam się bezsilna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz